Dzień dobry, jestem tu :)
Przyszłam opowiedzieć o tym, co u mnie. Ostatnio nikt mnie nie słucha. Każdy ma swoje problemy - ok, nie gniewam się, rozumiem to. A ja taka jestem, że jak widzę, że ktos ma problem to siebie stawiam an drugim planie, bo nie ma nic ważniejszego niż przyjaciel w potrzebie. Moje problemy... to tam jakiś pikuś, przecież przejdą nie?
Od 2 miesięcy borykam się ze stojącą w miejscu wagą. Po targach to nawet i wzrastającą. Nie chcę zwalać na wszystko dookoła, ale mojej winy w tym niewiele, serio. Mam problem z trzymaniem diety - stare przyzwyczajenia wyją w mojej głowie jak nie wiem co. Ale walczę, ulegam, klękam czasem, ale podnoszę się dalej. Myślę, że wpływ na to ma wiele czynników:
-dieta trwa już bardzo długo i człowiek coraz częściej ma ochotę na odstępstwa,
-teraz mamy okres jesienno-zimowy, zatem organizm potrzebuje tłuszczyku,
-miałam bardzo dużo stresów przed targami,
-ostatnie miesiące = 0 sportu (tylko praca praca praca),
-tak jak do tej pory tego nie miałam (a słodyczy nie jem od lutego przeto), tak teraz zdarzają mi się napady cukrowe, masakra,
-jest mi wiecznie zimno, a jak jest mi wiecznie zimno to jest mi wiecznie jedzenie w głowie,
-problemy zdrowotne nie odeszły bezpowrotnie, będę musiała wziąć się za siebie... pójść do jakiegoś porządnego lekarza.... "źle" nie jest, ale nie jest też dobrze, wiem, że takie długofalowe problemy mogą mieć tragiczne skutki w przyszłości - z tym coś trzeba zrobić, serio.
No i to by było na tyle, a do tego te "głosy" w głowie, momentami czuję, że zwariuję. Ale wiem, że nie mogę się poddać i wiem, że tego nie zrobię. Będę upadać jeszcze wiele razy, jeszcze waga nie raz będzie stała - a ja się nie poddam.
Obecnie i tak jest lepiej. Od 2-tygodni siłowniowy, squashowy, back on track. Codziennie coś robię, nie pozwalam sobie na myślenie o jedzeniu, sukcesywnie prę do przodu. W tym okresie psychicznego spadku odstawiłam wszystkie rzeczy, których nie muszę robić na "już" (bo taka jestem), mogę je przecież odłożyć. Np. nowa praca. Lepiej zrobić coś na spokojnie, niż pierwszy lepszy - a potem żałować.
Bo oprócz tego wszystkiego, mam potworny okres pod względem snu - głównie problemy z zasypianiem...
A to mi wejdzie do głowy mój stan zdrowia, a to mi wejdzie praca... i nie mogę zasnąć. Dzisiaj np. męczył mnie kaszel smogowy.... Tak, mam kaszel smogowy. Masakra... Niewyobrażalne. Aż przechodzi Ci przez głowę, żeby się stąd wyprowadzić - spierdolić gdzieś hen do Gdańska albo gdzieś... Warszawa może. Przecież to miasto Cię zabija. Trochę taka toksyczna miłość, ale w sumie bez zobowiązań, bo nic Cię tutaj nie trzyma.
No ale nic, trzymam się dalej. Ciągnę to wszystko :)
Myślę, że to czego potrzebuję - to po prostu - odpoczynek... tydzień luzu i nicnierobienia. I nie myślenia... :) Może niebawem się to uda, w końcu idą święta i sylwester :)