moje dni rozpoczyna sniadanie, niemal wciskane do gardła, nim jeszcze na dobre otworze oczy.
moje dni koncze, zasypiajac nad nieukonczonymi notatkami, mglistymi i mdłymi zarysami postaci z posmakiem kolacji w ustach.
w srodku mojego dnia obsesyjnie mysle o jedzeniu i rozciagam żołądek niczym gume, probujac w nim zmiescic zachłannie jeszcze wiecej jedzenia. tak topornie przebiega u mnie proces zdrowienia. jeszcze trzy dni dziela mnie od pokarmowego wyzwolenia, odliczam kazdy kęs. łatwo przychodzi mi proces przyzwyczajania sie. mieszanka leków u innch wywołujaca najwyzej sraczke, wraz ze zdrowieniem dostarcza mi najwspanialszych snów swiata. moglabym sie nie budzic.