Nagle zadzwonił telefon. Telefon Benia.
-Halo? Mama? Co?!- upuścił go na ziemie.
-Co się stało?
-Moja babcia....- nie mógł wypowiedzieć słowa.
-Co jest?! Mów no!
-Moja babcia, nie żyje.
-O Boże- byłam w szoku. Jeszcze kilka dni temu z nią rozmawiałam.- Kiedy to się stało?
-Dzisiaj rano ją znaleźli, spała, po prostu spała! DLACZEGO?! - zaczął płakać jak małe dziecko. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nie wiedziałam jak mam się zachować, co zrobić?
Przytuliłam go, najmocniej jak umiałam. Odwzajemnił to. Po chwili płakałam razem z nim. Był bardzo zżyty ze swoją babcią.
-Słuchaj, to ja nas spakuję i zadzwonię po moją mamę, zaraz po nas przyjedzie.
-Nie trzeba, wrócimy tak jak tu przyjechaliśmy.
-Chyba jesteś śmieszny! Jesteś kłębkiem nerwów, nie będziesz prowadził! Po moim trupie! - zapadła cisza.- Przepraszam, nie powinnam tak mówić. Cholera, idę się pakować.
Po kilkunastu minutach zadzwoniłam po mamę i wróciłam do Benia.
-Jak się czujesz?- zagaiłam. Nie dostałam odpowiedzi...- Chodz, moja mama zaraz tu będzie. Wyjdźmy przed domek.
Wzięłam go za rękę i wyciągnęłam na zewnątrz. Źle się czułam. Pani Nina była wspaniałą kobietą, nie wierzę, że już jej nigdy nie zobaczę.
Po kilku minutach przyjechała mama. Zapakowałyśmy walizki do bagażnika. Wsiadłam z Benem do tyłu. Odjechaliśmy, ten weekend miał być całkiem inny! Oboje byliśmy przygnębieni....