Zapraszam do poprzedniego wpisu! :)
Tak mi trzeba wiedzieć, że się ktoś o mnie troszczy w tym obcym świecie. I wiem, jak bardzo nie zasługuję na tę troskę - ja z moimi idiotycznymi depresjami i całą tą maszynerią spekulacji.
Powiem ci tylko, że świat nie istniał dla mnie poza tobą, chociaż to niewiele mówi. Kochałam cię oczami, myślami, każdą tkanką swojego ciała, każdym drgnieniem serca, kochałam cię w snach i na jawie. Kochałam cię jakby na przekór mojemu życiu.
Nie jestem zrzędliwy, mam tylko niski próg tolerancji na głupotę.
A wystarczy mocno przytulić, z taką siłą i zarazem czułością, że właśnie takim dotykiem, można przekazać kobiecie najwspanialsze wyznanie miłości.
Gdyby mi ktoś powiedział, gdybym miał choć odrobinę gwarancji, że będę mógł być z Tobą, choć przez rok, choć przez pół roku, a potem - śmierć, to bym pojechał do Ciebie. To nie melodramat; to wyznanie tego, który na pewno - z całym idiotyzmem i kabotynizmem - najwięcej Cię kochał.
Mijają tygodnie, jednego dnia jest lepiej, innego gorzej, jakoś się plecie, nie najlepiej, ale jakoś. Tylko niczego się nie da zapomnieć. Po prostu nie da.
Nigdy nie budzę się inaczej jak z trudem.
To zawsze miałeś być ty. Nawet kiedy tego nie chciałam, nawet kiedy raz za razem łamałeś mi serce. To zawsze miałeś być ty.
- Czego ode mnie oczekujesz?
Syna. Poranków. Córki. Wspólnych snów. Tych samych marzeń. Słów, które tylko do mnie pragnąłby mówić. Chciałam jego miłości. Nie można dać komuś niczego więcej, niż go po prostu kochać. Nie można chcieć więcej niż miłości, chciałam więc od niego wszystkiego.
- Niczego - powiedziałam.
Moje marzenie? Mieć wspaniałego towarzysza mojego życia. Męża, ojca moich dzieci. Obdarować go moją miłością jakiej nikt inny nigdy nikomu nie podarował, całą siebie oddać jemu. Być kochaną, tylko tą jedyną miłością - całym światem.
Że się przejmuję. Że się wszystkim przejmuję. Że jestem non stop przerażona tym, co mam robić. Codziennie budzę się z atakiem paniki, co mam robić. Co mam robić w życiu.
Pierwszy sekret szczęścia to emocjonalna niezależność. Wiesz, co mam na myśli? Nie można oczekiwać, że szczęście da ci druga osoba, albo że ona uczyni cię szczęśliwą. Nie możesz nawet oczekiwać, że pozwoli ci być szczęśliwą, jakbyś musiała prosić o pozwolenie czy coś. Trzeba swoje szczęście stworzyć samemu, w środku i nie pozwolić, by ktokolwiek je tknął albo odebrał.