Stutthof, buty ofiar.
"Mróz nie folgował, lecz wzmagał się z każdym dniem i dochodził już do trzydziestu stopni. Pełniący przy nas wartę esesmani ubrani byli w grube kożuchy, ciepłe filcowe buty, grube wełniane rękawice, nauszniki. Byli przy tym dobrze odżywieni i jeszcze grzali się przy płonącym ognisku.
Obiady dostarczano do lasu. Przywozili je więźniowie ciężką przyczepą do ciężarówki, którą, zaprzężeni w łańcuchy, ciągnęli po zaśnieżonej drodze. Wodnista lura ze zgniłej, śmierdzącej brukwi zwykle bywała już całkiem zimna. Z jedzeniem trzeba było się spieszyć, bo w misce zamarzało. O jakimkolwiek rozgrzaniu się takim obiadem nie było mowy. Po kilku dniach udręki więźniowie zaczęli w lesie zamarzać na śmierć. Każdego dnia, pod koniec pracy, esesmani robili zbiórkę i przeliczali nas. Zwykle brakowało kilku, czasami ośmiu, nieraz nawet dziesięciu. Musieliśmy chodzić po krzakach i szukać brakujących. Niestety, znajdowaliśmy już tylko trupy zamarzniętych na śmierć. Niektórzy, dający jeszcze słabe oznaki życia, konali w drodze lub na placu apelowym."
"Mimo trzaskającego mrozu w baraku, gdzie spaliśmy, przez cały dzień wszystkie okna i drzwi musiały być na oścież pootwierane. Kiedy wieczorem kładliśmy się na spoczynek, w baraku było 10 stopni mrozu. Był tam wprawdzie jakiś mały piecyk, gdzie spalano garść patyków, ale to pomagało tyle, co umarłemu kadzidło. Dopiero w nocy, gdy wszyscy byli już w łóżkach, a ciała stu kilkudziesięciu ludzi zaczęły parować, w sali robiło się nieco cieplej. Ściany pokrywały się białym szronem, unosząca się para skraplała się na zimnych ścianach, ściekając strużkami marzła, zamieniając się w grube sople lodowe. Ponieważ moje łóżko jak już wspomniałem, znajdowało się przy samej ścianie, podczas nocy przymarzały mi do ściany koce, tak że rano trudno je było oderwać."
/ Za drutami Stutthofu / Wacław Mitura
25 LUTEGO 2025
13 LUTEGO 2025
24 LISTOPADA 2024
8 LISTOPADA 2024
23 PAŹDZIERNIKA 2024
9 PAŹDZIERNIKA 2024
25 WRZEŚNIA 2024
28 CZERWCA 2024
Wszystkie wpisynecat
26 MAJA 2025