krzyczę, krzyczę i patrzę się w pustkę, w której widzę różne bolesne. i ten jej wzrok, gdy nie wie co robić i najpewniej zbiera jej się na płacz, na przeszywające wycie ale coś w jej głowie podpowiada jej, że musi być silna. i moja ręka co się zaciska-puszcza-zaciska się-i znów puszcza. tylko tą rękę czuję, reszta mnie jest krzykiem, bólem gardła.
i chciałabym wszystko to powiedzieć i błagać o pomoc, lub długi wyjazd w góry, chciałabym to "już dobrze, ale nie wyj, proszę. wszystko będzie dobrze, nic ci nie będzie, nic", ale przecież nie mogę o to prosić. nie mogę odsłonić mojego piekła bo to zburzy niebo, które całkiem nieźle się prezentuje. przecież wiesz jak źle się kończy spotkanie tych dwóch różnych Ja. patrzą na siebie zdziwione, (jak córki Schizofrenika ze Środka, dokładnie jak one) i, gdyż obie do siebie tak podobne, zastanawiają się:
czy Ona jest Mną i czy Ja to wciąż Ja?
czy Mnie jest dwie?
ile jest Mnie, ile jest Nas? czy Ja to One, czy Wszystko to Ja?