Ta blondynka to ja, jak zapewne wiadomo, ta obok z głupia miną to moja druga połówka. Stuknęło nam 22, ale nie mogłyśmy spędzić tych dwóch wrześniowych dni razem, więc spędziłyśmy jeden paździrnikowy wieczór, ale ja przystało na dorosłe kobiety upiłysmy się tylko trochę. Tylko troche i nie ruskaczem na osiedlu a w barach róznymi drinkami. Hue hue dorosłość.
Patrze na te zdjęcia, w sensie z tego wieczora i widzę nas, w sensie dwie te mordy i tak mi dobrze z myślą, że jest taki człowiek na tym świecie. Skąd reflekcja? Zajrzałam w stare zdjęcia i wpisy. Był czas kiedy było źle. Miałyśmy rok zerwanych kontaktów, rok, kiedy jedna o drugiej dowiadywała sie przez wspólnych znajomych, właściwie to większość znajomych była współna, więc to nie było nic trudnego. Kiedy P. był łącznikiem między nami, kiedy płakałam mu, najebana jak meserszmit, w rękaw, bo tak bardzo za Nią tęskniłam.
Grubo przed 18stką planowałysmy wybudować dom w Rozko, zamieszkać tam bez facetów, żyć sobie spokojnie i mieć wyjebane, przed 18stką wpadłyśmy na pomysł zrobienia sobie takiego samego tatuażu, w klasyfikacji uczniów szkolnych myslę, że byłyśmy klasowymi "papużkami nierozłączkami" i w sumie tak było. W gimnazjum pakowałysmy się w przypały razem, w liceum byłysmy mądrzejsze, ale to nie znaczy, że cos się zmieniło :D
Ona upiera się, że byłam na jej urodzinach w pierwszej klasie gimnazjum, podczas gdy ja jej wtedy szczerze nienawidziłam (z wzajemnością zresztą) i pewnie o tym nie pamięta, ale połaczył nas angielski u Saji.
Są takie akcje, których nie pamietamy już nawet, albo jedna sobie przypomni i próbuje przypomnieć tej drugiej, ale było tego tyle... Kilka razy posprzeczałysmy się o jakiegos faceta (zazdrość o przyjaciółkę), ale jakoś zawsze wszystko wracało do normy. Pierdyliard razy uwaliłyśmy się razem, chociaż to zawsze ja wychodziłam na tym gorzej. Nikt inny tyle razy nie czuł na sobie ciężaru mojego zataczającego się sadła przez środek ulicy.
Potem poszłam na studia i wcale nie zmądrzałam, poznałam trochę ludzi i chociaż mam kilka takich, które strasznie kocham, to jednak Ona zawsze będzie zajmować pierwsze miejsce, bo jest dla mnie jak własna rodzona siostra. Jest tylko jedna osoba, z którą mogę robic sobie zdjęcia, na których wyglądam jak niedorozój. Tylko jedna osoba, która rozumie mnie jak nikt inny na tym świecie, jedna, z która moge pić wino oglądając Top Geara, jedna, która rozumie, że brak logiki nie oznacza, że nie ma sie racji i mozna się wkurwić. Jedyna, do której mogę zadzwonić i wyrzucić z siebie cały ołów zbierający się wewnątrz.
Nigdy w życiu nie mozna stracić lojalności w przyjaźni. Można być szczerym, można kopać po dupie (bo na tym to czasem polega), ale nie można nigdy stracić lojalności. Nie można stanąć na przeciwko przyjaźni i plunąć jej w twarz. Między nami też było źle, jak już się raz jeden pokłóciłyśmy to nie odzywałyśmy się do siebie przez rok, ale każda z nas wtedy przeżywała piekło. Dlaczego? To tak jakbyś obraził się na swoją nogę, albo rękę, na ucho, na dolną wargę. Potrzebujesz ich, są częścią Ciebie, musisz z nimi współpracować.
Mieszkamy od siebie daleko i codziennie za soba tęsknimy, ale nasz kontakt trwa nieustannie. Nie ma i nie będzie nigdy takiej bariery, której nie uda się pokonać. Kiedyś napisałam tutaj "dałabym sobie za nia obciąc oba cycki i rękę". Podtrzymuję.
Kocham Cię.
Ps. Strasznie sentymentalnie, ale któż mi zabroni na swoim? ;)