Z J E B A Ł A M !!!
mam w sobie 10000000000000000000000000kcal
ale mam plan, nie poddam się tak łatwo. Nie poddam się gdy w grę wchodzi moje własne szczęście...
Będę siedzieć dzisiaj do późna, będę czytać, zbierać informacje, układać harmonogramy... Muszę znaleźć niskokaloryczne przepisy. Muszę dowiedziedzieć się jak wysmuklić uda i łydki...
Muszę ułożyć tygodniowy plan ćwiczeń.
Miałam zważyć się dopiero 11.07, ale że plany nieco się skomplikowały, ponadprogramowe skontrolowanie wagi już jutro.
wstyd mi, okropnie mi wstyd. :(
Jestem zła! Ba, jestem wściekła!! Nienawidzę niedzieli pod kątem zjadanych kalorii, głównie z powodu obiadu. Mam ogromny żal do mamy, że zmusza mnie do czegoś czego nie chce... do czegoś przez co mam ochotę płakać, krzyczeć i odstawiać cyrki. Nie rozumiem swojego zachowania... dla innych to ''nic takiego'' a dla mnie to koniec świata.
Liczyłam na to, że odpuszczę sobie dzisiaj rosól, zjem tylko drugie danie. Ale nie... ''Nałoże Ci chociaż trochę, nie rozerwie Cię.'' -słowa mojej mamy. Co z tego, że trochę? CO z tego, że to mniej niż zwykle, skoro i tak wmusiłam w siebie (można powiedzieć, że nieświadomie) prawie 400kcal!?
_____________
śniadanie: 2x tost [183] + plaster sera topinoego [56] + nektaryna [55]
obiad: rosół z makaronem [392] + 3 kluski [78] + 1/4 rolady z sosem [150]
podwieczorek: (raczej) wafel ryżowy [38]
kolacja: ? (raczej) kromka chleba [64] + dżem truskakowy niskosłodzony [58]
suma dnia: (raczej) 1074 kcal
_______________
No i jak ja mam to spalić? Gdyby warunki atmosferyczne były sprzyjające mogłabym pójśc na rower... ale nie, od rana leje, a końca nie widać.
Dziewczyny jestem załamana ;(