Tia... to były czasy! '06-08. Jedynym zmartwieniem było to, żeby mieć przy sobie brylantynę/żel/lakier do włosów. A jeśli już jakieś troski się pojawiły, to można było utopić je w wódce, a dokładniej w jej małych ilościach, bo się miało słaby łeb. Z resztą, tak naprawdę, to nie było wtedy mowy o innych trunkach jak tanie wina. Pamiętam jedną z moich pierwszych mocniejszych najebek. Szło się do "ruskiej", prosiło o 6 win Mocna Wiśnia, w drodze do domu Maćka srało się w gacie, czy nikt nie zauważy, a później piło. Let's just say, że pewne osoby wylądowały w wannie, inne dzwoniły do swoich przyjaciółek śmiejąc się z wielkości penisa ich wietnamskich chłopaków (nocotytatotonieja), a jeszcze inne robiły taniec ptaka wydając dziwne odgłosy. No i wyrzucając butelki spotykało się leżącego w kontenerze na śmieci żula. W sumie... to nic się nie zmieniło XD
A jeśli twierdzicie, że nie mogło być gorzej niż na zdjęciu, to fun fact: mogło. Miałem w zwyczaju nosić okulary przeciwsłoneczne. Brakował jeszcze tylko, żebym zaczął stawiać kołnierz w koszulkach polo. Nigdy więcej.
2/3/7/8 <3.
Miejskie autobusy są takim naszym polskim Hyde Parkiem. Każdy może wejść, opowiedzieć cierpliwej widowni o swoim życiu i poglądach, oraz wyrazić dobitnie zdanie o polskiej polityce, oraz o żonie która nie pozwalała mieć psa.
Sasasasa Jestem rozparcelowany. Jestem tu, a jakby tam. Nijak niesformatowany. Wciąż wypadam z ram, wypadam z ram sasassa.
Najprzyjemniejszy sposób na schudnięcie zarówno dla dziewczyny, jak i chłopaka? Koncerty. Dużo dobrych koncertów.
(jeden z moich ulubionych kawałków Ostrego, mam do niego zajebisty sentyment. szkoda, że nie usłyszałem go jeszcze na żadnym jego koncercie)
Jak pocałujesz jedną, to pocałujesz wszystkich.
Also, od dziś nie akceptuje komentów, ale nadal będę odpisywał n.n