z niejasnej potrzeby zamieszczam zdjęcie. niech będzie więc to po części odpowiedź na pytanie jak mi mijają święta.
shout do znajomej: "pod moją tymczasową nieobecność ogłoszono: kto chce mieć choinkę, niech ją kupuje, ubiera, rozbiera i po niej sprząta. żadna z pięciu osób nie stanęła odważnie po stronie tradycji! kto by pomyślał, że najmłodsza gdyby mogła, wstałaby wówczas ? eh, w ogóle nigdzie nawet złamanej kolędy nie usłyszałam, życzenia urodzinowe składano mi z opłatkiem w ręku. coś tu jest nie tak, gdzieś tu istnieje błąd... a i nigdzie też śniegu,'last christmas'. to chyba ostatnia gwiazdka na świecie"
to prawda, w moim domu nie ma w tym roku choinki. a choinka już samą obecnością usprawiedliwiała wszystko. zawsze wystarczyło spojrzeć na nią i miałam odpowiedź: dlaczego nikt nie zauważa mojego wysiłku, który włożyłam w swoją postawę o treści "nie mam nikomu niczego za złe", dlaczego nikt mnie nie zauważa, dlaczego nikt o niczym nie pamięta, dlaczego nie dostaję prezentu na urodziny, dlaczego swój prezent urodzinowy mogę otworzyć dopiero ze wszystkimi podczas wigilijnej posiadówki? choinka zawsze przypominała o koszcie, jaki jestem zmuszona ponieść przychodząc na świat w przeddzień wigilii, nie-celebrowanie każdej koeljnej rocznicy tego wydarzenia nabierało wówczas jakiegoś nieokreślonego znaczenia, można było dostrzec jakiś sens, jakiś porządek rzeczy.
czy czuję się rozgoryczona, czy jest to tylko smutek? nie wiem, ale brak choć najmniejszej dawki magii na koniec roku na pewno pozostawi jakąś rysę pewnie nie tylko w mojej, osobistej, historii.
wesołych świąt.