Jak dobrze się zastanowisz, pół świata, jeśli nie większość, składa się z lęku.
Zazdrość - lęk przed tym, że ktoś może być lepszy, ciekawszy, bardziej interesujący, ładniejszy od ciebie.
Złość - to lęk w przebraniu
Smutek - to lęk w masce
Egoizm, zarozumialstwo, wywyższanie się - lęk przed własnym wnętrzem i poczucie niższości
Poszukiwanie na siłę samotności - lęk przed otwarciem się przed drugim człowiekiem
Lęk stawia mnóstwo warunków. Jest egoistyczny, przepełniony przymusem, bo robimy co musimy. Dyktuje nam warunki. Lęk wymazuje szacunek do drugiej osoby, do samego siebie. Jest pełen litości, a litość nie jest pozytywna. Współczucie tak, lecz litość już nie. Litując się nad kimś, za bardzo chcesz go chronić, wykonujesz za niego czynności zamiast pozwolić mu się ich nauczyć.
Długo myślałam, że moim największym wrogiem jest lęk. Wielu rzeczy się boję i nie czuję się odważna. Czuję jak w problemach blokuje mnie strach. Jego źródła bywają różne. Nie lubię jednak zostawiać tego problemu w kątach świadomości i za wszelką cenę uderzam w tą ścianę. Skutek jest taki, że przez kilka sekund czuję jak życie zabiera mi grunt pod nogami, ale nie spadam w dół, tylko czuję ulgę.
Za każdym razem jest tak samo.
Punktem kulminacyjnym jest chwilowa utrata kontroli nad swoim życiem. Wskakujesz do wzburzonej rzeki i dajesz się porwać prądowi. Za cholerę nie wiesz co się stanie. Równie dobrze mogę powiedzieć, że nie boję się lęku, tylko braku przewidywalności.
Jednak czy życie nie jest jedną wielką niewiadomą?
Patrząc w przeszłość nie spodziewałabym się po sobie, że będę w takim miejscu. Ze przestanę myśleć o własnym bezpieczeństwie. Ze zakocham się bez pamięci w najbardziej szalonym człowieku jakiego znam, w ćpunie i tchórzu. Ze osoba, którą kiedyś kochałam ponad wszystko okaże się oszustem, że jego zarzuty jakoby jestem słabą i głupiutką dziewczynką okażą się odbiciem jego samego. Że będę miała siłę porzucić fałszywych przyjaciół. Że przyszłość jaką sobie wyobrażałam jako dziecko niekoniecznie będzie tą przyszłością, którą chcialabym ujrzeć obecnie. Że zakocham się po naprawdę trudnych przejściach i będę chciała wziąć ślub. Że odnajdę kilka pasji, które pozwalają mi przetrwać najtrudniejsze chwile. Że sport, od którego tak kiedyś uciekałam, będzie dla mnie biletem do lepszego życia.
Nie sądziłam, że będę wdzięczna za wszystkie moje czarne dni, kiedy nie wierzyłam w nic, w nikogo, w dobre dni, w to, że zaświeci słońce ani w to, że dożyję następnego dnia.
Choroba wróciła ze zdwojoną siłą i choć znowu miewam ataki, czuję się silniejsza niż wcześniej.
Co tym razem przeniesie mi fala losu wzamian za kolejne nieprzespane noce, ból i pokłady lęku?