Właściwie to dzisiaj tak sobie myślałam, że jednak nie umiem korzystać z tego co mam.. Może faktycznie jestem odpowiednią osobą by wbijać mi nóż w plecy na każdym kroku? Może powinnam się przyzwyczaić czyli zwyczajnie poddać? Miałam w sobie jeszcze trochę tej woli walki i płomień nadziei w oku, który już chyba zgasł. Ucichło już wszystko, a ja rozproszyłam się na miliardy kawałków. Nikt nie próbuje mnie posklejać jakimś miłym słowem, radą czy pocieszeniem.. Nie, przecież ja nie chciałam łaski! To wszystko tak strasznie się plącze kiedy nie ma Ciebie, kiedy do mnie nie napiszesz, kiedy jest tylko "ja muszę to zrobić". "ja sama pojadę", "ja sama dam sobie radę" ale tak nie jest, nie daję sobie rady kiedy się nie odzywasz!. A teraz jak zwykle jest tak jak jest, czyli te wszystkie etapy są już za nami, a ja dopiero zaczynam to doceniać. Minęło już to wszystko co było na początku. Takie zafascynowanie nowymi rzeczami, odkrywaniem czegoś na nowo nawet samego siebie. Została już ta sama szara codzienność, nudna rzeczywistość, w której się pogrążam.. Przecież wiesz, że nie chciałam! Nie chciałam żeby tak wyszło! Dziś przestaję okłamywać samą siebie, nie będe wmawiała sobie, że wspominam Cię źle, byłeś/byłaś (tak Ty też byłaś) jedną z najwspanialszych rzeczy jakie miałam.
Przepraszam, że często mogłam Cię urazić, bałam się okazać to jak bardzo mi zależy, jak zależy mi na Tobie i jak jesteś mi potrzebna. Nie chcę Cię stracić, pamiętaj mamy tyle wspaniałych planów, cała nasza przyszłość, Ty nie będziesz tak jak inni, Ty będziesz ze mną wciąż, nie zostawisz mnie, Ty mnie nigdy nie zostawiłaś jak Cię potrzebowałam! Ja wiem, że zrozumiesz, Ty zawsze rozumiesz. Kocham Cię Asiu! .
A za Tobą? A za Tobą tęsknię, przecież sam wiesz.. "Jesteśmy jak dwie połówki serca, kiedy u Ciebie jest coś nie tak to i u mnie!".