Ankh, Geppert, Marton. Cóż za nastrój.
Przemykając przez korytarze, cichutko umykam na jednej nodze szaleństwu, próbującemu mnie dopaść. Zamiatam na jedną kupkę nic nie znaczące strzępki myśli, powoli odnajdujące się w galimatiasie znaczeń. Kilka skrawków. Kilkanaście. Niepozornie narasta stos, znajdujący się zbyt blisko mnie, bym mogła się od niego uwolnić. Suchy i nienasycony. Gabka wciągająca myśli, zużywająca ram, tak niezastąpiony w codziennym funkcjonowaniu.
Paraliż myśli.
Wolę nie myśleć co będzie w piątek.
to ten dzbaneczek! to ten dzbaneczek. to ten dzbaneczek, ze szlaczkiem jest!
napijemy się herbaty, usiądziemy na kanapie i obejrzymy najgłupszy film dostępny akuratnie w telewizji.
o.