Długo mnie nie było. Jakoś ostatnio nie mam zbytniej ochoty opisywać tu wszystkiego, bo przez to, przeżywam to na nowo. Ale jest mi w chuj trudno. Czasem chcę, żeby to wszystko się już skończyło. Dlaczego świat jest taki popierdolony.?! Wątpię też coraz bardziej w to, że prawdziwa miłość, ta odwzajemniona istnieje. Niby widzimy najróżniejsze pary, ale kto wie co dzieje się tak naprawdę w sercach tych osób.? Sama byłam przekonana, że odnalazłam to prawdziwe szczęście, ale to okazało się zwykłym kłamstwem, jakże bolesnym na dodatek. Coraz częściej stwierdzam, że jestem pojebana. Tyle złego się dzieje w moim życiu, zarówno w rodzinie jak i w BYŁEJ przyjaźni, a ja zamartwiam się niespełnioną miłością. Z innej beczki, przez słońce coraz bardziej widać moje sznity, każy pyta ' co się stało.?", 'po co to zrobiłaś?', 'jesteś normalna.?', mam ogromną ochotę odpowiedzieć: nie! nie jestem normalna.! Jestem tak popierdolona, że nawet wizyta w psychiatryku by mi nie pomogła. Ale nic wam do tego... Jednak, od przeszłości nie ucieknę, a te blizny tylko o tym przypominają. Nie chcę nowych, jeśli zdecyduje się je zrobić, to będą ostatnie w moim życiu, bo nie wyobrażam sobie jak można tkwić w tym wszystkim, bez drogi ucieczki, gdy nie mogę nic zrobić. A.! No i oczywiście jest jeszcze ta głupia choroba. Wcześniej już dawała mi popalić, ale z każdą zapłakaną nocą, ranek jest potworny, nie mogę wstać, nie myślę racjonalnie. Ale, cóż poradzić. 'Nie oderwiesz się, musisz inaczej szukać przed tym syfem schronienia' - pih. To by było na tyle.