nie, nie nie.
samoczynnie pogrążam sie w bezproduktywnej bezczynności przejawiającej się tępawym wzrokiem wycelowanym w listę 300 słówek z kategorii 'sounds that people make'
a pojęcie istoty pierwiastka mającego w założeniu ociekać seksem celem wejścia z nim w korelacje okazało się fiaskiem.
to głupi pomysł by w trzy dni próbować zrobić coś na co zazwyczaj inni mają jakiś tydzień.
za tydzień jest koncert a ja oczywiście nie mam jeszcze biletu, łoł.
a śmierdzaca telewizja puszcza dziś jednocześnie 4 fajnie filmy nie mając świadomości, że w moim pokoju znajduje się jeden telewizor.
a kiedy natomiast wiem, że cały wieczór spędze katując komputerową klawiaturę puszcza filmy tak durne, że aż żal telewizorowych pikselów.
uświadomienie mnie w fakcie, że idą święta tym razem przypadło w udziale mojej mamie, która z determinacją zdobiącą jej twarz wparowała do mojego prywatnego grajdołu oznajmiając, że ona osobiście się poddaje i sama w nim posprzata.
szczere zdziwienie odmalowało się na mojej twarzy, kiedy to dokonała demonstracji kurzu o którego istnieniu nie miałam pojęcia.
a gdyby tak to po prostu wszystko rzucić?