Tym razem o tym co w domu, jak jest a jak być powinno.
~~
Pogodziłam się z tym wszystkim dawno.
Ale kolorowo nie będzie, dlatego też... chciałabym jak najszybciej wydostać się stąd. Żyć po swojemu w każdym calu, słuchać Bacha, Bethoveena głoośno i rozkoszować się każdym dźwiękiem.
Tańczyć nago przed lustrem.
Nie musieć czekać na nikogo z obiadem, siedzieć przez kogoś w domu bo kluczy zapomniał.
~~
Poprostu czuć się swobodnie w każdym calu.
Dzisiaj (po napadzie szału i bezsilności) znowu poczułam jakąś moc w sobie. Postanowiłam, że dużo osiągne. Nie boje się pracy a dzięki niej jeszcze rzadziej byłabym w domu. W domu w którym mnie stres nie opuszcza ostatnio. Taki żywot mój. Mogłabym wyć godzinami. Na co to komu. Już takowej potrzeby nie odczuwam. Muszę się czymś zająć, dobrze sie wykształcić, być bogatą suką... która odróżnia dobro od zła mimo wszytsko.
ALE jak tu coś osiągnąć bez wsparcia? wiem że na mame moge liczyć... ale ona ma jeszcze dwójke dzieci na głowie.
szukam zajęcia, szukam sensu