Nie pamietam kiedy ostatnio dostałam kwiaty, poza wczorajszym dniem&
Mam pewne przemyślenia. Smutne jest to ile na co dzień potrafimy zatuszować uśmiechem, żartem, życzliwością, uprzejmością itd. A w środku osamotniona duszyczka, która co noc płacze do poduszki, bo musi być silna, każdego dnia sama musi się uporać z trudami życia, żyjąc obok partnera. To wszystko jest po prostu smutne. Jak potrafimy siebie ranić siedząc z beznadziejnych związkach, znosić za dużo i jeszcze chodzić z uniesioną głową z uśmiechem na ustach. Ja osobiście nie wiem jak to się da zrobić, gdzie wchodzi permanentne przemęczenie, niewyspanie, problemy w pracy, w domu&
Osobiście ciekawa jestem jak na dłuższą metę da się tak żyć? Ile? Z jakim jeszcze ciężarem?