Byłam dziś chwilę w plenerze. Uff, nawet nie wiecie ile to daje. Cisza, spokój... Co prawda za długo nie udało mi się posiedzić, ba zrobiłam tylko 2 pełne szkice i kilka takich ot, pojedynczy ptaszek czy jakiś zarys drzewka. Ale za to relaks gwarantowany.
Muszę się jeszcze duuużo uczyć. I mówię to z pełną świadomością. Być może i mam jakiś tam potencjał, może nawet nie jestem najgorsza, ale mam braki w technice, nie potrafię jeszcze tak wielu rzeczy, a tak wiele rzeczy robię źle...
Jutro próba. I znów kartka, ołówek, może węgiel, jak mi się będzie chciało go brać. Tym razem ludzie. Przy ludziach mam najwięcej problemów...
Makiawel mnie dobija. Dziś wzięłam go na godzinę do domu, dopóki Max był na podwórku. Oczywiście zaraz rozgościł się na moich kolanach. Ale nie, nie zagrzał tam za długo miejsca. Zaraza, zaczął łazić mi po biórku, szczególnie spodobała mu się klawiatura. Zaczynam się do niego przywiązywać...
I tutaj brutalnie przerwę te czułości. Zostały nam jeszcze 2 dni razem. A później koniec, the end, rozstanie. To dobrze, lepiej wcześniej niż później, kiedy przywiązałabym się jeszcze bardziej. Ale mimo wszystko będę ryczeć jak bóbr...
Obiecuję sobie, że jak tylko będę mieć własny dom, własną rodzinę i własne życie, przygarniam kota.
"Herbatki? Kawki? Wpierdol?"
Użytkownik krolewnabanitow
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.