powoli niszczy mnie samotność
na spółkę z niepewnością odczuwam to za mocno
zawrotną prędkość osiąga to życie
stoję w miejscu nie wiem jak rozpoznać to życie
załamuje znowu się mój wizerunek
nie odróżniam się od innych osób, kiedy idę w tłumie
tracę poczucie indywidualności
zlewam się z otoczeniem nie ma czego tu zazdrościć
czekam na nocny już którąś minutę
wciąż mieszają mi się w głowie dobry humor i smutek
otoczony ciszą pustych dzielnic
wyludnionych ulic przeraźliwie sennych osiedli
no nic, nie ma co czekać na zgon, tylko iść do lekarza, bo moje samopoczucie jest po prostu do dupy