Miałem fajne tak zwane Cardio czyli bieg i lekkie palpitacje serca by wszystko ogarnąć na czas.
Skracając opowieść do minimum to od piątku po południu do popołudnia w sobotę zrobiłem 1200 km i zaliczyłem krótki, ale zawsze pobyt w Zürich.
Widok na okno już w mieszkaniu w tym zacnym mieście.
Wracając samotnie do domu wykorzystałem czas na posłuchanie płyt z czasów mlodszej młodości, trochę powspominać czasy partyzanckie i tych kumpli, których już nie ma. Czasami zabluźnić siarczyście na ten los wkurwiajqcy.
OZ, Kombi, Zaucha, Perfect leciały na maxa, na ile standardowy sprzęt w samochodzie mógł z siebie wypluć. Czasami zagłuszając wiadomości z nawigacji. Weekend męczący, ale udany. Czegóż się nie robi dla rodziny?
Wszystko się robi dla rodziny !
Pozdrowienia blogowicze