zaczne od tego, ze wyjazd udał się w stu procentach.
w autokarze było tak gorąco, że moja kanapka z serem zamieniła się w tosta, batonik w płynną czekoladę, a żelki w kleistą, kolorową kulę.
podczas podróży zostałam przemianowana na hipiskę żelojada.
-ej, Justyna! łapiesz zasięg?
-niee! susze paznokcie!
do Poddębic wróciłam "autobusem grzeszników", ponieważ mimo piątku unijny obiadek zawierał niedopieczonego, cienkiego schabowego.