Mogłabym uciec, bo tak byłoby najłatwiej. I za każdym razem szukam genialnego planu. Planu na przyszłość i planu na dziś. Znalazłam kilka rozwiązań, ale jeszcze wiele pracy przede mną. Wiem, że musze zrezygnować. Tak wiele już poświęciłam, że nie wiem czy to udźwignę. Mam nadzieję, że owoc będzie tego wart. Muszę wciąż pracować na swoje sukcesy, bo nie mam bogatych rodziców, mój chłopak nie kupuje mi drogich prezentów, a ja sama nie jadam każdego posiłku na mieście i nie pijam kawy tylko z Mercersa albo Coffee Heaven.
Znudziło mnie pisanie. Jestem rozkapryszoną lalą, która wyrzuca zabawki po kilku dniach. Pisanie wiele mnie nauczyło i pozwoliło nabrać dystansu do ludzi. Do wszystkiego tego, co się mówi i robi. Muszę się pożegnać. Tak będzie najlepiej.
Czuję się ostatnio dziwnie pusta. W głowie bajzel, który robi się sam, mimo nie kończących się porządków. W płucach dym, którego ma dość. Na ciele blizny, brud i ból.
Przez ostatnie dwa lata zapomniałam, że trzeba w siebie wierzyć i umieć dawać sobie radę. Zawsze liczyłam tylko na siebie. I za każdym razem zapominałam, że gdzieś ktoś może mi chcieć pomóc. Wystarczy słowo.
Jestem zołzą. Muszę zerwać z nałogiem zazdrości.
Ale to nic.