od jakiegoś czasu dusza mnie swędzi mnie dusza.
Jęczy we mnie monotonnie w ciągu dnia,
by w tej najcichszej godzinie, poprzedzającej sen,wyć jak straceniec.
Czuję prawdziwie niewyimaginowane zmęczenie, niewyimaginowany niepokój,
a fakt istnienia tych odczuć demoluje mój spokój.
Podejmuję próby zasypania tego obrazami, dźwiękami.
Nadaremnie.
Duch we mnie pragnie zorganizowania, determinacji,
pewnego rodzaju rzetelności.
Jestem przestrzenią wytrąconą z rozmyślań,
wywołującą zakwasy wyobraźni.
powinnam wziąć się w garść.
pomimo tego, że osiągnęłam, to co chciałam,
nadal coś "voldemorto-podobnego" siedzi w mojej podświadomości.
T ę s k n i ę z a T o b ą.