nie lubie tego, co dzieje się w mojej główce. tych wszystkich urojonych zmartwień, wyolbrzymionych problemów, niepokojów spędzających sen z powiek. całkowicie sprzecznie nie lubię bagatelizowania spraw istotnych, ważnych wydarzeń i potrzeb. nie lubię się rozczulać przy byle cieplejszym słówku skierowanym w moją stronę, nie cierpię tego, że jestem pozornie zimna i nie potrafię okazywać uczuć. czuję się przytłoczona, rozdarta i zdezorientowana, niezdecydowana i zagubiona. nie lubię przebywać z ludźmi dłużej niż chwilę, a jak jestem sama to siedzę i płaczę. chciałabym się odciąć od wszystkiego co miałam do tej pory, zmienić życie o 180* i jednocześnie tak strasznie przytłaczają mnie mysli o tym, czy ktoś zauważyłby moje zniknięcie. weszła w mgłę, rozpłynęła się w powietrzu, zniknęła za horyzontem, nie ma, pusto, cicho. ale nie ucieknę, bo mam przed sobą ścianę zbudowaną strachem, za sobą sentymentem, a po bokach niezdecydowaniem. będę tak stać i jak mim dotykac niewidzialnych ścian w poszukiwaniu wyrwy, przez którą można uciec.