Czasem myślę sobie, że chyba fajnie byłoby się zakochać. Ale tak naprawdę, szczerze i z wzajemnością. W kimś, kto jest i chce być obok.
Czasem usiłuję sobie przypomnieć jakie to uczucie, być zakochanym (i czuć, że ktoś jest zakochany w tobie).
I okazuje się, że już nie pamiętam i nie wiem.
Czasem myślę sobie, że chyba już nie jestem do tego zdolna, że może tak naprawdę taka prawdziwa miłość nigdy nie była mi pisana. I myślę też sobie, że może to i dobrze, bo mogę się spokojnie dalej "ślinić" do Azjatów. Już od kilku lat w sumie nikt nie wywołuje u mnie tyle emocji co niektórzy artyści koreańskich czy chińskich wytwórni muzycznych. Może to i dobrze, nie mogąc mieć żadnych oczekiwań, nie można się rozczarować.
Bilety lotnicze kupione, bilety na Statuę Wolności też. Chyba trochę do mnie nie dociera ta wyprawa za ocean, a robi się coraz bardziej namacalna. I chyba coraz bardziej się cieszę, choć z drugiej strony coraz bardziej żal mi wyjazdu z zespołem (czuję, że moje taneczne skille naprawdę podskoczyły od zeszłego roku, choć wciąż daleko mi do perfekcji).