Bliska mi osoba jest w areszcie. Piszę to i wciąż czuję, jakby to była cudza historia, a jednak to moja. Moje poranki, moje wieczory, moje myśli. Nie pracuję od kilku miesięcy, bo nie mogę. Nie potrafię chyba. Czasem nawet nie wiem, czy to brak siły, czy strach, czy po prostu poczucie, że świat i tak stoi na głowie. Ludzie pytają, czym się zajmuję, a ja uśmiecham się i zmieniam temat. Nie mam siły tłumaczyć. Nie wiem jak miałabym to wytłumaczyć nawet. Życie biegnie dalej, niby normalnie, a ja tkwię w tym zawieszeniu, jakby część mnie też była zamknięta za tymi murami. Piszę listy, których nikt nie czyta. Oglądam ludzi, którzy śmieją się w kawiarniach i zastanawiam się, jak to jest mieć dzień, w którym nie trzeba niczego udawać. Nie wiem, ile to potrwa. Nie wiem, czy kiedyś znów będę mogła żyć tak, jak dawniej. Wiem tylko, że wciąż kocham i wciąż czekam. Bo bliskich się nie wyrzeka. Nigdy.
Czasem myślę, że to ja powinnam być silna i że nie mogę się załamać, skoro i tak wszystko już jest trudne, ale potem przychodzi noc i nie da się oszukać samej siebie. Nie umiem o tym mówić głośno. więc piszę tutaj bo jeśli ktoś zrozumie to dobrze. A jeśli nie to przynajmniej ja wiem, że nie udaję, że nic się nie dzieje. Trochę mi to zajęło, aby stawić czoło rzeczywistości.
beantisocial
Jak sobie dajesz radę? Czym wypełniasz dzień? Chyba ta pustka jest najgorsza