Nienawidzę wernisaży, spotkań, prelekcji i wizyt artystów.
Nienawidzę kolegów publicystów i całego środowiska dziennikarskiego.
Panów operatorów, którzy zapraszają na drinka i stawiają kawę.
NO JAK TO, NIE NAPIJESZ SIĘ Z NAMI?!
(niekurwaborzygałamjużdwarazyiniechcęwięcej)
albo:
(wypierdalajiidźobmacywaćswojądziewczynę)
No, panowie publicyści, będę musiała odpokutować tą kawę latte i ciastko owsiane.
I już nie zdążę z głową do kibla.
Jutro zajebię się ćwiczeniami, od góry do dołu
BONIKOGONIEBĘDZIEWDOMU
a koty nie mówią...
To był najbardziej beznadziejny wernisaż, na jakim byłam przez ostatnie pół roku.
Jeb się, Warszawko, w swoich Ray-Banach i butach od Louboutina.
Jeb się!
Oczywiście reportaż będzie bardzo pochlebny, a fotorelacja - glamour i zachwycająca.
(sorry, musiałam się wygryźć i wypłakać.)