Siedziałam na parapece czytając książkę i pijac kakao. Myślalam o wyjeżdzie do Hogwartu. Bałam się każdego początku roku. W każdym roku znalazł się ktoś inny , kto mnie nie lubiał i starał się za wszelką cenę mnie zniszczyć. Nie miałam nadziei ,że w tym roku coś się zmieni i ,że ktoś polubi taką Madii. Wstałam z parapetu i odłozyłam kubek z kakao na stolik obok sofy. Wpatrywałam się jeszcze chwilę w widoki z mojego okna ,które były niewiarygodnie piękne. Po chwili usłyszałam delikatne kroczenie po schodach. Obróciłam w stronę drzwi i czekałam. Do pokoju weszła moja niania Marta. Marta to naprawdę przemiła osóbka. Niska ,o ciemno brązowych włosach. Często ubierała się w białe koszule z zawsze idealnie wyprasowanymi mankietami do tego ubierała często granatową spódnicę i czarne pantofle. Zawsze była elegancka to mi się w niej podobało.
Marta weszła do pokoju zamykajac za sobą drzwi. W rękach niosła ciuchy które położyła na komodę. Spojrzala na mnie z swoim uroczym uśmiechem.
- Sprawdziłam pogodę na jutro. Rano ma być chłodno lecz poźniej będzie bardzo ciepło. Upał. Zakładam ,ze bardzo duszno będzie. I wybrałam dla Ciebie te ubrania. Odpowiadają Ci? - machneła ręką w stronę ubrać.
- Oczywiście Marto. - odpowiedziałam chłodno. Marta spojrzała na mnie z mina "Co Ci Jest?" lecz o nic nie zapytała. Wiedziała ,że stresuje się szkołą i wiedziała też ,że i tak co kolwiekby ona powiedziała i tak nie wesprze mnie na duchu.
- Obódzić Cię rano tak jak zawsze? - zapytała idąc w kierunku drzwi. Złapała na klamke i spojrzała na mnie oczekujać odpowiedzi.
- Tak ,Marto. - I obróciłam się znów na momet by spojrzeć w okno. Słyszałam tylko zamykające się drzwi i schodzenie po schodach.
* **
- Madii. Wstawaj! Śniadanie jest już gotowe. Sok stoi na blacie. Madii! Kochanie ile razy mam mówić. - Mówiła rano zdenerowowana marta ,która pałętała się po moim pokoju. Odsuwała zasłony, otwierała okno.
- Marto. Zasłoń bo świeci. Moje oczy. - marudziłam po poduszką ,więdząc ,że jest już godzina w której powinnam być gotowa a nie byłam.
- Panienko ,gdzie masz kurfy nie mogę ich znaleść. - szukała zabiegana Marta po całym pokoju.
- Marto, uspokój się. Kufry są w garderobie. Moje buty są w szafie na 2 piętrze. Zaszyjnik rodzinny jest w skrzyni na przedpokoju koło Twojego pokoju. - odpowiadałam już na wszystkie pytania jakie mogła zadać.
- No dobrze. Już Madii. Prędko. Samochód już czeka.
- Jadę zwykły samochodem? - powiedziałam ocucuona.
- Ależ skądże. Jedziesz samochodem Twego ojca.
- No pięknie... - powiedziałam ocierając oczy ze zmęczenia.
- Miska z wodą też już gotowa. Wodą w misie gorąca. Ręczniki na parze obok na półeczce.
- Dobrze ,dziękuje Marto. - Wstałam i poszłam do łazienki. Spojrzałam na lustro. Szkoda słów. Związałam kilka kosmyków włowsów. przemyłam twarz i poszłam ubrać ubrania ,które uszykowała mi Marta. Co prawda idealnia dobierała mi kolorystykę strojów. Byla moim stylistą.
Zeszłąm do jadalni wzieąłm tosty, do papierowej torby. Z szafki kochennej wykełam plastikową butelkę z sokie. To było moje jedzenie do Hogwartu. Wziełam kofry i już miałam wychodzić z domu. Nagle widzę zatroskaną Martę. Biegła do mnie prędko.
- Zapomniałaś o naszyjniku.
- Dziękuję. - wziełam od niej naszyjnik i włożyłam kieszeń mojej torby.