Pieprzyć to wszystko. Nigdy w życiu (ooo, jak Word dobrze mnie zna, w sugerowanych słówkach [do tego podkreślonego na czerwono, bo najpierw napisałam przez z] pojawia się ZRYCIE, hohoho) się tak nie czułam. Nie obchodzi mnie to, że jestem już w poważnym wieku całych 18 lat i powinnam wiedzieć co robić. Ups, nagle zdałam sobie sprawę, że ja nic nie chcę kończyć. Kurwa, nie wiem. Po prostu nie wiem. Jestem w takim miejscu w życiu, że nie liczy się żaden kompas, stoję na rozdrożu i muszę wybrać drogę na chybił- trafił. Zupełny bełkot. Skrajnie dobre i złe odczucia. Śmiech i płacz jednocześnie to to czego właśnie doświadczam. Wiem, że moje emocje bywają złudne. Moje historyjki bywają złudne. Ja sama jestem raz tu, raz tam. Funkcjonowanie w rzeczywistości i trzymanie w miarę jako takiego pionu zdecydowanie nie jest moją najmocniejszą stroną. Czasem czułam się słaba. Ale teraz nie. Mam ochotę pieprzyć to wszystko. Żeby było ciepło. Kupiłabym półlitrówkę i żebym była w getrach, wytartych starych brudnych tenisówkach, jakiejś rozciągniętej koszulce. Wtedy wiem, gdzie bym zadzwoniła. HAHAHHAHA. Mam ochotę pojechać gdzieś daleko stopem. Czuć się jak przemytnik kokainy, hohoho. Życie jest zbyt odurzające. Fachowe rady brzmią tak, ze warto wyciszyć się i opanować emocje. Nie zamierzam się kurwa wyciszać jak jakiś sfatygowany odkurzacz, nie przymierzając. Rozhulane uczucia bywają niebezpieczne, ale uśpione chyba jeszcze gorsze.
Ten krawat mu wychodzi nosem,
Ja odczuwam organiczny wstręt.
Elegancik się zatacza z papierosem,
Gadka ta sama,
Tetate z szulerem,
Zero się zeruje z zerem.
Bankier mego bankiera,
Nie jest moim bankierem.
A kiedy się zaczyna noc,
Karuzeluję się z gwiazdami,
Ty pięknie wyciągasz swoją dłoń,
Po bukiet kwiatów z bankomatu.
Stąpamy we dwoje po niepewnym gruncie
Czasem nawet jest z tym dobrze, wstyd o tym głośno mówić
`Obłęd to nie załamanie ani połknięcie czarnego sekretu, to ty lub ja pogłębieni .