Nie daję sobie rady.
Moja dwubiegunowość połączona z nerwicą i zaburzeniem osobowości mnie przytłacza.
Jest dobrze, jest źle, dobrze, źle.
Czuje się wspaniale, czuję się najgorzej.
Zabiegam o względy ludzi, którzy mają mnie gdzieś, dla których kiedyś byłam ważna, nie potrafię pogodzić się z tym, że to przeminęło, że już nie będzie jak dawniej, nie będzie tych ludzi, tych relacji.
Zawracam sobie głowę i tracę czas na rozmyślanie o ludziach, których nie lubię, którym zazdroszczę, mimo że wmawiam sobie, że tak nie jest.
Ciągle zabiegam o ludzi, mimo że nie są tego warci.
Nikt nie zabiega o mnie, a jeśli to nie zwracam uwagi na to, na najmniejszą chęć pomocy ze strony zwyczajnego człowieka, bo oczekuję od siebie zbyt wiele.
Gardzę zwykłymi ludźmi, a Ci dla mnie "lepsi" gardzą mną.
Nie umiem nauczyć się traktować wszystkich równo, bo większość ludzi jest dla mnie bezużytecznym gównem. Oszukuję siebie, mówiąc że Ci dla mnie pozornie lepsi są równie wielkim gównem,a jednak o ich względy walczę, jestem popaprana, nienawidzę tej części siebie. Proszę aby ból ustał, błagam o chwilę spokoju w umyśle. Błagam o normalne życie.
Tak, chcę być normalna.
Jak Ci wszyscy gówniani ludzie.
Zmarł mi mój życiowy mentor,pies,przyjaciel.
Ile cierpienia jeszcze będę w stanie unieść?