Mijały kolejne miesiące, czułam się coraz lepiej. W szkole było świetnie, uczyłam się bardzo dobrze. Miałam życie towarzyskie, przestałam być nudziarą. Kiedy skończyłam liceum poszłam do szkoły tanecznej, wzięłam udział w kilku konkursach. Na jednym z nich poznałam moją nową miłość - Matt'a. Matt również tańczył, ale uczył się w innej szkole. Nasze szkoły rywalizowały ze sobą, nie było łatwo, ale dawaliśmy sobie jakoś radę.
Niestety nie zawsze wiodło mi się tak dobrze. Okazało się, że moja matka jest chora, poważnie. MIała raka, umarła 2 miesiące po tym jak się dowiedzieliśmy. Miała przerzuty, co najgorsze - ona czuła, że coś jest nie tak. Wymiotowała, chudła... Pamiętam co mi powiedziała dzień przed śmiercią. "Sophie, kochanie... Ja zawsze Cię kochałam, ale bałam się... Bałam się tego, że mogą mi coś zrobić. Przepraszam." Płakałam przez całą noc, czułam, że to jej ostatni dzień. W nocy umarła, lekarze nawet nie próbowali jej reanimować - nie było sensu.
Z Matt'em na początku byliśmy instruktorami w kilku szkołach, w końcu trzeba jakoś zarabiać. Uczyliśmy dzieci, młodzież, dorosłych i starszych ludzi, którzy mieli ochotę się pobawić. Jedna para zapadła mi w pamięc, Elen i Louis. Byli starzy, ale duchem byli młodzi. Bawili się lepiej niż niektórzy z grupy młodzieży. Pomyślałam sobie wtedy, że w ich wieku chcę być taka sama. Po 4 latach założyliśmy własną szkołę.
Teraz mam 27 lat, jestem szczęśliwa. I tak już pozostanie...
aut.
Kolejna i ostatnia część końca.
Wiem, wiem .
Krótka, nie umiem inaczej.
Jutro nowe opowiadanie . ; ]