w warszawie ciągle pada śnieg.
i chyba tylko wtedy, kiedy ja gdzieś się wybieram.
z jakiegoś powodu autobusy jeżdżą punktualnie, więc za każdym razem mi uciekają.
ludzie się nie uśmiechają, bo niby po co.
w końcu świat jest zły (chociaż od kilku dni, to zdanie coraz rzadziej pada z moich ust).
nie ma z kim iść gdziekolwiek (no, może poza szybkim obiadem z mamą, albo z korniszonem i błyskawiczną kawą w kfc, bo jest blisko i nie kosztuje fortuny).
weekend z anną może nie nastawił mnie optymistycznie, ale zdecydowanie uspokoił.
dziwne, długie rozmowy na gg też nie szkodzą.
nie narzekam. nie aż tak.
tylko nabieram chyba dziwnych nawyków językowych.
----
zdjęcie zrobione przez ernesta.
bo podobno ładnie wyglądam, jak się z czegoś cieszę.