zastanawiam się, czy tym razem wytrwam. od wczoraj nie ma szału. dzisiaj kawa z mlekiem i rosół. najbardziej boję się czwartku. tak bardzo brakuje mi komplenego zniszczenia, najebania się tak, że niewiemcosiędzieje. i w czwarek jest okazja. a tak bardzo boję się tych kalorii. wódka nie woda.
kiedyś bez wahania powiedziałabym 'jeść nie muszę, ale z alkoholu nigdy nie zrezygnuję'. to już minęło. to jest aż tak zaawansowane? aż tak bardzo rozwinęła mi się psychika w kierunku odchudzania, że chcę stracić upragnioną młodość? całe moje pieprzenie o wiecznej młodości, zabawie bez zasad. pieprzenie o totalnym obłędzie. już nie wiem, czy moje życie do tej pory rzeczywiście tak wyglądało. impreza za imprezą, party goni party? chyba nigdy tak nei było, ale ja cały czas tak to widzę i usilnie wierzę, że pewnego dnia, kilka dni będę kompletnie high, bez rzeczywistości. bez uczelni, telefonów od rodziców, trudnych rozmów, obowiązków. taki czas kiedyś nastąpi? czy warto?
i want to be forever young and beautiful. just like diamonds are.
edit. wcale nie motywujecie zdjęciami pysznych ciast, hamburgerów, frytek. przeciwnie.
dziś dodaję jeszcze kanapkę i ogomne wkurwienie na swoją osobę.