[Ja i moja cudowna rodzinka <3 pod kościołem w Myślinowie na VIII Zjeździe Rodzinnym po mszy z okazji 50-lecia zawarcia małżeństwa przez moich dziadków, Myślinów, 9.07.2011, by tata]
Ostatnie dni opiszę w skrócie, skupiając się na weekendzie. Otóż w czwartek był dzień wyjątkowo upalny. Spotkałam się z Mosią, poszłyśmy do Dwóch Małp na kawę i mojito. Pogadałyśmy, pośmiałyśmy się, napisałam kartkę do Finlandii (long chair :D), która notabene już doszła (dzisiaj konkretnie, Finka nie do końca mnie zrozumiała, ale bynajmniej nie chodziło jej o to, że nie wie co to 'long chair'). Generalnie miło spędzony dzień. Potem jeszcze doszła do nas Iza, poszłyśmy sobie do Tostorii (ja pierogi, ona tosta), potem coffee heaven. Przyszedl do nas Michał i generalnie bylo bardzo zabawnie (szczególnie jak mama zadzwoniła, że ciocia Beata jest w gabinecie i pędem pognałam na tramwaj, tralala).
W piątek rano pojechaliśmy do Myśliborza, bo miał sie zacząć kolejny zjazd rodzinny. Tym razem organizowali go moi rodzice, bo to była też uroczystość na złote gody dziadków. Generalnie czekało mnie masę roboty, roznoszenie po pokojach wody mineralnej, kubków i ręczników, nakrywanie do stołu, pomoc w kuchni... Fajne to-to, mogłabym pracowac w hotelu xD Przyjechala rodzina - po raz kolejny stwierdziłam, że to najbardziej genialni ludzie na świecie, kocham ich do granic możliwości i zawsze nie mogę się doczekać kolejnego zjazdu. Poznałam moją kuzynkę, która własnie idzie na studia i jest całkiem fajna, znów spotkałam Justynę i Michała, ich dzieci, graliśmy w planszówkę z dziwnymi zadaniami ('zaśpiewaj ulubioną piosenkę', 'pocałuj współgracza w nos', 'przejdź dookoła człapiąc i gdacząc jak kaczka'). Śmiechu było bardzo dużo.
Następnego dnia w sumie to dzialo się tyle, że nie sposób opisać. Powiem tylko, że były "Kiedy ranne..." o 7.30, dużo śmiechu i rozmów, dobre jedzenie, msza na złote gody, a potem bardzo wzruszający film o życiu dziadków. Takie to bardzo sentymentalne, ale wszystkim się podobał (dziadkom szczególnie), a to najważniejsze. W takich chwilach cieszę się, że mam taką cudowną rodzinę. No i mogłam pierwszy raz założyć moją nową sukienkę (wyżej, wyżeej).
W niedzielę na świecie przybyło miłości, ale potem nastąpiło pakowanie, sprzątanie, składanie brudnej pościeli, znoszenie kubków i ręczników, powrót do domu. Szkoda, że rozstajemy się pewnie na kolejny rok, ale cóż. Wiemy, że się jeszcze zobaczymy :)
Jutro do hurtowni po pocztówki i kolejne dwie do Japonii i USA, w czwartek premiera HP (nocny pokaz, nie wiem jak przeżyję to, że to ostatnia część. biorę setkę chusteczek jednorazowych). A potem tylko remont mojego pokoju, nie mogę się doczekać <3