Śniło mi się, że byłam na basenie na dachu wieżowca. Była masa ludzi, trochę znajomych twarzy ze szkoły, trochę kompletnie randomowych osób.
W pewnym momencie po pojawił się Kuba, próbowałam do niego podejść i porozmawiać, ale ciągle odpływał nie zauważając mnie. Każdy dookoła był w grupach lub w parach, tylko ja i on byliśmy sami, w swoim własnym świecie.
Obserwowałam go z drugiego końca basenu, popłynął blisko krawędzi- nie było tam barierek. Woda spływała jak wodospad z budynku. On po prostu siedział w wodzie obserwując miasto z góry. Mam wrażenie że pół nocy w śnie próbowałam do niego popłynąć i porozmawiać, ale woda dookoła mnie zamieniała się gęste bagno. Jakby ruchome piaski, im bardziej próbowałam się wydostać tym głębiej się zatapialam i trudniej było wykonać jakikolwiek ruch.
Wreszcie mi się udało. Złapałam go za ramię, przywitałam się i powiedziałam że tęsknię za nim. Przytuliliśmy się, pocałował mnie co było mega dziwne, bo nigdy nie myślałam o nim w taki sposób. W tle leciał jeden utwór, który ostatnio często przewija się na moich playlistach. Chciałam zapytać jak się czuje, ale coś mnie zmroziło, nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, wszystko dookoła stanęło w miejscu, jakby czas się zatrzymał. Muzyka grała dalej, a jego ciało zaczęło sie robić coraz bardziej zimne i sztywne. Obudziłam się wystraszona, przejęta, smutna na maksa.
Teraz nie mogę przestać słuchać tego kawałka.
https://www.youtube.com/watch?v=CcLtEb58WrM