weekend w Gorzowie. zagościła już tu zima. śniegu napadało, mroźno i pierwsza bitwa na śnieżki z Gbajkiem zaliczona :)
ogolnie to jeste po Tygodniu Studenta, czyli po tygodniu picia. nie wiem jak moje ciało wytrzymnało codzienne najebki. ale imprezy zycia to byly :) teraz czeka mnie milion nauki i nie wiem od czego zaczac. Ale zamiast zaczac od czegokolwiek siedze przy kompie. Standardzik.
bylam ostatnio w hospicjum odbebnic kare, ktora dal nam facet z psychologii. totalna masakra. poplakalam sie i juz nigdy wiecej tam nie pojde. zawsze chcialam isc zobaczyc, jak to jest byc wolontariuszem. nie ma lekko, oj nie ma.
tak w ogole to caly czas pisze jakies gowna odbiegajac od mojej glownej dzisiejszej mysli. dzis jest znielubniona data przeze mnie. Rowny rok temu bylam najprawdopodobniej najszczesliwsza osoba na swiecie i w calej galaktyce. a teraz jestem najbardziej zabłakaną i zagubiona. jakie to wszystko smiesznie. i jak to wszytsko boli i rani. eh. szkoda tylko, ze do konca dnia bede miec zjebany humor.