przegraliśmy... w ciągu trzech dni straciłam najlepszego przyjaciela... dla innych był zwykłym kotem, choć każdy kto przyszedł, dostrzegał jego 'inność'. a był koten niezwykłym. moją kocią bratnią duszą, z którą dogadywaliśmy się bez słów... zawsze był przy mnie, kiedy było mi smutno, pakował się pod kołdrę albo kładł przed monitorem. przytulał się do mojego kolana kiedy bolało najbardziej. był najbardziej wylajtowanym kotkiem z całej piątki... uwielbiałam w nim to, że był taki niepropotcjonalny, jego duże oczy i ogromny nos. że patrzył tak mądrze. moje serduszko. już nigdy nie powiem 'jezu jak on mnie rozczula'. pustka i ból, którego nie potrafię ubrać w słowa. pieprzone trzy dni, które chciałabym wymazać z pamięci, które mogły się w ogóle nie nastąpić. Kurwa, dlaczego?!
ale byłam z nim do końca. odzeszdł na moich rękach. po chwilach cierpienia. a wszystko wskazywało na to, że wyjdzie z tego.
ale przegraliśmy.
czuję jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca.
'pacyfista'.
dał nam przez te 6 lat tyle dobra i szczęścia, ile czasami człowiek nie daje przez całe swoje życie.
Kocham Cię, Pimpek.
I zawsze będziesz najbardziej wyjątkowy...
żegnaj.