a tego to tu nie było :)
stęskniłam się cholernie.
za moją kochaną kuzynką i kuzynem.
za tymi naszymi odpałami, za chodzeniem do kina, po to, aby przez pół seansu oploktowywać strój gł. bohaterki, za grillowaniem na działce, za upijaniem pewnego kolegi, za tańcem przez szybę w wykonaniu dwóch niesamowitych kolegów i tym wszystkim, co za każdym razem się tam dzieje.
ech...
dzisiaj tak na spokojnie przemyślałam pomysł Su z tym wyjazdem na Ukrainę.
i muszę stwierdzić, że to byłby chyba mój najlepszy wyjazd ever.
i coraz bardziej się na to nakręcam i od razu włącza mi sie opcja 'strach'.
no bo jeśli coś nie wypali? albo jeśli któraś z nas nie będzie mogła?
znaczy, jeśli jedna nie będzie mogła, to wiadomo, że druga nie pojedzie.
[Su, w przeciwieństwie do mnie, nie zna języka at all, a ja bez niej nie chcę]
wiem, że jeśli nie wypali, to będę bardzo rozczarowana.
tak cholernie mocno, zaczęło mi na tym zależeć po tym zastanawianiu się.
znamy się z Su jak łyse konie, zaraz minie 17 rok naszej znajomości i przyjaźni, a my tak naprawdę nigdy nie spędziłyśmy ze sobą tak dużo czasu non-stop.
te dwa tygodnie, ciągle w trasie i w trakcie zwiedzania, byłyby świetną odskocznią od tej rutyny, która momentami nas dopada.
ech...