Hm. Człowiek stara się zawsze zrobić wszystko tak, by zrobić to najlepiej. Często jednak jest tak, że jednak kurcze...no, nie da się. Naprawdę się nie da. Człowiek biega, zapieprza wręcz, nadstawia dupy za innych, broni jak dzieci, daje sobie łeb za nich urwać. I co? No i gówno, jedno wielkie GÓWNO. Zasranego dziękuje nawet nie ma. Nawet jednego głupiego znaku. A po co. No po co? Żeby wiedzieć, że "oooo, to jednak było dobre wyjście, świetnie, że mogłam coś z tym zroić" a potem jednak zdajesz sobie sprawę, że.. "kuźwa, prze*ebałam". Już nie. Mam dość. Nie chce mi się już biegać, łba sobie dać uciąć, bronić, głaskać po główce. Bo ile można. Tak za nic. Nie oczekiwałam nigdy za to jakiejś nagrody. Nie życzyłam sobie nobla, oscara, 100 milionów dolarów, samochodu. Nic. Nawet nie prosiłam, żeby mi błogosławili żeby w dzieciach było wynagradzane. Jedno, głupie, zwykłe, prosto z serca wywalone DZIĘKUJE...załatwiłoby sprawę. No..ale po co. Jeżeli oczekuje ktoś ode mnie rady, albo wyrażenia własnego zdania, z bardziej obiektywnej strony. A później okazuje się, że tak właściwie tej rozmowy nie było, zachowujesz się jakby o nic nie chodziło, choć poprzednio miałeś taki wielki chaos w głowie, tak wulgaryzmami rzucaz. To po co to? Jeżeli tak to wygląda, to nanic mi takie zawracanie głowy tak właściwie. Bo żadnego efektu nie widać, pociechy z tego brak, spokoju również. Jest tylko jedno wielkie "a już nic, jest okej" A posłuchałeś tego, co mówiłam? "Nie, nic z tym nie robiłem". AHA.. Okej. Nastenym razem zanim padnie jakieś "Muszę się poradzić" - to ku*wa, STÓJ. I się zastanów, czy to się opłaca. Jezeli nie zrobisz z tym jednak nic, to nawet nie zaczyaj. Bo ja już doslownie RZYGAM.
Przepraszam, ale strasznie mi to na sercu ciążyło, musiałam to z siebie wywalić. Szlag mnie trafia.
- masz jakiś problem ?
- tak. Ty jestem moim problemem.
- podobno z problemami najlepiej się przespać.