notka pisana w moich myślach.
niedługo się pojawi.
a tymczasem, idę spać, zostały mi 2,5h snu...
@EDIT: 22.06.2010
11:35
Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że natchnienie do pisania przychodzi do mnie w nieodpowiednich momentach. Tak, raczej w tych złych. Przez ostatni miesiąc pisałam jak szalona, bo w moim życiu nie działo się za ciekawie. Jasne, pisałam też w chwilach, kiedy niemalże pływałam w endorfinach i tryskałam szczęściem. Uwielbiam takie momenty i uwielbiam o nich pisać, bo to bezwarunkowy odruch podzielenia się z kimś o tym, jak bardzo jestem szczęśliwa.
Ale w chwili, gdy w życiu nie układa się za dobrze, a wszystko powoli i skutecznie upada nie uśmiecha mi się, by obce mi osoby bądź te, którym nie ufam wiedziały o każdym szczególe z moich rozdziałów życia.
Ale zrozumiałam, że czasem trzeba dotknąć dna, by udało się mocno od niego odbić. Co więcej - zapamiętać to upadłe miejsce i nie dopuścić do tego, by wróciło się tam z powrotem.
Ja już tam nie wrócę. Nie chcę. Tak, i będę się starać... a, nie. Nie będę się starać. Zrobię wszystko, by tam nie wrócić.
No i nie chcę już pisać tylko pod natchnieniem z powodu smutnych momentów. Będę pisać zarówno o smutnych jak i radosnych chwilach.
Dzisiaj chciałam napisać o tych drugich.
Mówiłam niedawno u cudzie. I miałam nadzieję na drugi pomimo, że nie byłam pewna, czy nie wymagam za wiele. Okazało się jednak, że nie. Otóż następnego dnia udało mi się odbić od wcześniej wspomnianego dna, co więcej - pociągnąć za sobą w górę najbliższą mi osobę. I chyba mogę śmiało przyznać, że wyszliśmy z tego cało.
Ktoś pomyśli - " I Ty to nazywasz cudem?! "
Wiec ja mu odpowiem - " Tak, ja to uważam za cud ".