Sarkastycznie idiotycznie.
Zawsze coś. Jak zażegnałam kaszel by móc spać - nie śpie z powodu bólu..brzucha.
Człowiek nie wysypiający się ma skłonności do depresji. Często jest także w złym humorze - widzicie jakie mądre zdanie z wikipedi?
Teraz mam na nią nawet czas. Bo gdy 22/24h doby funkcjonuje bez snu - życie wlecze się niemiłosiernie.
Poza tym - jestem samotna. Bo moja "LeZba" czy jak tam nas zwiecie - śpi. Dobrze, że śpi. Będzie mnie ogarniać, bym niektórym z was nie wbiła się w tętnice! Jenaaa.. Mój terapeuta (tak, nowadays mówi się TERAPEUTA a nie PSYCHIATRA. Bo to drugie dziwnie brzmi i skazuje człowieka od razu na wariata) nie był by ze mnie dziś dumny. Mój sarkazm aż ze mnie kipi. Właściwie to nie wiem czemu. Przecież życie było wobec mnie łaskawe. Miałam odwage (właściwie to nie miałam, ale się nie czepiajmy) powiedziec światu o swojej orientacji. Potem bałam się jak będzie w szkole. Nielicząc nieprzyjemnej akcji na wycieczce i tekstu pewnego gościa w sklepiku - wszystko jest wporzątku. Bałyśmy się reakcji Dalii mamy. Kombinowałyśmy, że do matury Dalia zamieszka u mnie. A tymczasem nie jest źle. Potem? Potem umierałam na samą myśl powiedzenia do mojej mamy "mamo, musimy porozmawiać". Jak się okazało, mama wiedziała (ponoć matki zawsze wiedzą). Jednym zdaniem - ŻADEN Z CZARNYCH SCENARIUSZY, KTÓRE UKŁADAŁAM W MOJEJ GŁOWIE SIĘ NIE SPEŁNIŁ. A więc czemu jestem smutna? Czemu walczę ze swoją mroczną stroną? I czemu do cholery NIE MOGĘ SPAĆ? Ponoć mam dużo żalu w sobie. Możliwe. Mam dużo żalu do osób, które były mi bliskie i ktore odeszły. Mam dużo żalu do ludzi, których cholera potrzebowałam, a mnie zostawili. Ale najwięcej to mam chyba żalu do samej siebie. Bo zbyt często udaje, że mnie to wszystko nie obchodzi. A przecież ja też mam serce. Ja też cholera jasna czuje ! Jest mi ciężko przechodzić obok kogoś, z kim bądź co bądź spędziłam połowę swojego życia i nie usłyszeć odpowiedzi na głupie cześć. Ogarniacie? Jest mi ciężko gdy mówie do ludzi a Ci traktują mnie jak osoby głuchonieme - gdyż już zostały nabuntowane. Wiem, że to co ujawniłam światu jest trudne. Naprawdę. Bo to nie wy się zmieniliście. To ja wyszłam przed szereg. To ja zerwałam wszelkie umowy. To ja się zmieniłam, a wam powinnam dać czasu byście ochłoneli. Ale ile mam go wam dać? Kiedy zatrze się dyskretna granica między cierpliwością a naiwnością? Kiedy wrócicie? Obawiam się, że nigdy. I chyba nawet nie chce byscie wracali. Oddzielam się od tego gruubą kreską. Bo sądze, że jeśli ktoś nie jest w stanie zrozumieć, że to moja wola, moje serce, moje pociągi, mój mózg i że na niektóre kwestie człowiek wpływu nie ma -sądze, że nie ma sensu z kimś takim gadać. Co jakiś czas przypomina się pewne gdzieś usłyszane zdanie. "Moja dziewczyna kazała mi wybierać między nią a motocyklem. Czasem tęsknie za moją Justyną." I nie wiem czemu, ale sądze, że pasuje i w tym przypadku. "Moi przyjaciele" postawili mnie przed wyborem : Albo moja prawdziwa natura albo oni. Wiecie.. Czasem napewno będzie mi ich brakować. Ostatnio zawodzą mnie wielkie ideały w moim życiu. Obawiam się także, że prawdziwa przyjaźn już nieistnieje. Bo prawdziwa przyjaźń się nie kończy. Nie ma wyznaczonego terminu ważności. Prawdziwa przyjaźń pomimo tego, że ludzie mogą ze sobą nie gadać - przetrwa.Z drugiej jednak strony.. Nie mogę skarżyć się na innych, skoro ja sama nie robię nic, żeby nadać sprawom właściwy bieg. Dałam się złapać w pułapkę "tak musi być". Ogólnie to od dawna nie napisalam tu nic tak szczerego. Nie wiem co mnie skusiło do tej notki. Pewnie brak snu. Co tylko powoduje, że znów wracam do meritum tego calego pisania - NIE MOGĘ SPAĆ. Nie ma czym oddychać..
Ktoś to w ogóle przeczytał?