Nie umiem na Ciebie nakrzyczeć, choć tak bardzo bym chciała. Okej, nie jesteś egoistą, ale znów nie ma porozumienia, ani wspólnych planów tym bardziej. Chyba wiesz, że zależało mi na tym wspólnym czasie. Nie mówię, że go nie bedzie, ale skoro mówisz że nie chcesz nigdzie jechać, poza tym nie mówisz nic o tym że będzięmy wtedy razem.. jedynie:
"czy kolejny długi weekend spedzamy oddzielnie?
tak tez moze byc"
Nie kurwa, nie może. Nie zgadzam się! Tylko dlaczego nie potrafię powiedzieć Ci tego w twarz?
Bo co?!
Bo wiem, że wyjde na tym gorzej?
Bo zazwyczaj tak właśnie jest?
Bo chce oszczędzić nam wszelkich nieporozumień?
Czy taka jest właśnie miłość?
Że jedno zawsze ustępuje dla dobra drugiego, bądz dla dobra NAS?
Męczy mnie to, oj tak. Z jednej strony chce Ci to wszytsko wykrzyczeć w twarz, a z drugiej chce tylko żebyś mnie przytulił. Może własnie dlatego mnie nie rozumiesz. Wybieram więc opcje nr 3 i wszystko dusze w sobie. Poczekam jakiś czas, a potem spróbuje Ci powiedzieć, dlaczego było mi tak źle. Choć Ty pewnie uznasz to za wypominanie. Eh więc może lepiej nic Ci nie powiem. Taka tam definicja szczęścia.. którą uzależniam tylko od Ciebie, jakbym sama nie mogła być szczęśliwa, ale przeciez nie chce sama.
Chce z Tobą... i koło się zamyka...