Mario Mandżukić we własnej osobie. Nie wiem czy wrzucałam już
tu kiedyś takie czy podobne zdjęcie, ale niech sobie i tak czy siak
będzie. Nie mam co dodawać, trzeba namówić kogoś na zdjęcia..
Nie wiem w sumie co zawrzeć w dzisiejszym wpisie, bo nie było
jakoś twórczo. Nie wiem z resztą kiedy ostatnio o takiej wczesnej
porze pisałam notkę. Wstałam koło 10, ogarnęłam się, zjadłam i
na 12 pojechałam oddać auto na mycie i na woskowanie. Chwila
czekania aż wezmą ode mnie auto, potem poszłam na Plac na
lody, posiedziałam tam chwilę, dziadek po mnie przyjechał, od
razu zrobiliśmy szybkie zakupy i do domu. Chłodzenie się, a po
13 pojechaliśmy odebrać auto z myjni. Nooo, moja bestia się
błyszczy i wygląda jak świeżo wzięta z salonu. Byliśmy też z
dziadkiem zamówić nowa miarkę do zbiornika z olejem, bo w tej
mojej urwało się to, za co się wyciąga. I żeby sprawdzić poziom
oleju trzeba brać kombinerki, co by dało się wyciągnąć miarkę.
Facet na jutro nam ściągnie, więc fajnie. Dom, obiad i tak dalej.
Na konie nie poszłam, bo czułam, że lunie jak tylko dojadę tam
i nie pomyliłam się. Pada i pada, na padoku jest pewnie drugie
Morze Bałtyckie, a stawek znowu będzie głęboki. Idę oglądać
Przyjaciół, potem przejdę się z psem. A jutro jadę na pierwsze
zajęcia i staram się zabrać już papiery. Najwyższy czas. No i
musze też pojechać do Empika odebrać paczkę. Fajnie mieć na
chwilę przed premierą biografię Lewandowskiego, ehehe.
Bang!