Ten moment, kiedy uciekają ci dwa autobusy do domu, a kolejny masz
za grubo ponad godzinę, szukasz transportu i udaje Ci się wrócić L-ką.
No i tak.. założyłam Snapa po wielu namowach - pusiaalka, dodajcie.
A dzisiaj było całkiem ciekawie. Wstałam po 9, ogarnęłam się, coś tam
zjadłam i poszłam kończyć to durne sprawozdanie. Była to trudna i iście
zacięta walka, ale w końcu ją wygrałam i napisałam jakieś wypociny,
które zajęły tą stronę w Wordzie. Byleby by facet to zaliczył i będzie git.
Oczywiście wenę twórczą zapewniał mi `Zaklinacz Deszczu` Gurala.
Dawno nie słuchałam tej płyty, oj dawno. Zaczynam odkopywać z mojej
kolekcji starocie, normalnie nie wierzę. Potem obiad, czyli zamówienie
pizzy, chwila przed TV, ogarnięcie się i na 16:15 na przystanek, co by na
to zebranie Sekcji Jeździeckiej pojechać. Spotkałam Michała, to sobie po
drodze pogadaliśmy, a że znowu trafiłam na pana Mirka (dzięki Ci Boże),
to poprosiłam go, żeby mnie wysadził pod PWSZ na Grunwaldzkiej. Więc
koło 17 tam, poczekałam i zaczęło się. Legitymacje AZS i znaczki mamy,
omówione BHP przy koniach, chociaż po co mi one, jak i tak je znam, no
bo po tylu latach wstyd byłoby nie znać. Obgadane co i jak jutro, do tego
budowa siodła i prośba od pani, żebym była jutro wcześniej w Zastawnie
i jak mogę, żebym pomogła im z przygotowaniem koni do lonży dla tych,
co zaczynają dopiero. Nie ma problemu, ja tam mogę i od rana zawitać.
Skończyliśmy to o 18:40, a o tej porze miałam ostatni autobus do domu,
następny dopiero jakoś po 20, więc sms do Przemka, czy mogę się z nim
zabrać. Zgodził się, więc Pusia uratowana. Podeszłam pod Maca, ten z
kursantką mnie zgarnął i jeżdżenie po Elblągu, czyli suchary, śmiechy i
inne takie, czyli typowa jazda L-ką. Do tego muzyka i podśpiewywanie.
O 21 w domu. Wykąpałam się, postaram się poodpowiadać na Asku na
pytania i zwijam spać, bo o 7:05 mam autobus. Kurde.. pojechałabym
samochodem, ale po pierwsze, to nie umiem wyjechać z naszego garażu,
bo jakiś debil zrobił zjazdy w dół, zamiast na równi i trzeba mieć dużą
wprawę w jeździe, żeby z niego wyjechać. A po drugie, to się chyba no..
cykam sama jechać. Wstyd mi za siebie.. Więc znowu autobusem, pół
biedy jak znowu wyjdziemy o 13 z zajęć, to może zdąrzę na 13:30 na
autobus, szybko nim do domu, szybki obiad, przebranie się i Zastawno!
Tak się cieszę z tego wyjazdu, że szok. Po czterech latach odwiedzę w
końcu Charyzmę, aaa! A sprzętu nie wyczyściłam.. po drodze to zrobię.
Bang!