

To znowu ja,
ja i moje nowe oblicze,
ja i moje problemy,
"zmortwienia" jakby to powiedziała moja babcia,
no i ja... i moje wszystkie radości,
i same miłe wspomnienia..
Czas leci nieustannie, chyba nawet coraz to szybciej umyka..
Myślałam, że jestem w stanie go jakoś na chwilę zatrzymać,
ale poraz kolejny opadają mi ręce i stwierdzam,
że nadzieja w pewnym momencie zaczyna być już tylko słowem na 8 liter..
Sporo się u mnie wydarzyło.. sporo nadal się dzieję i pewnie będzie dziać.
Chyba potrzebuję na nowo jakiejś mocy w sobie, ma ktoś jakąś receptę? :)