Życie składa się ze scenek. Reszta to przestrzeń między tym, co warto zobaczyć*.
Scena 1:
Późny wieczór w największym polskim mieście. A to oznacza pustki na ulicach i ciszę mąconą z rzadka przez przemykające taksówki. W jednym uchu słuchawka, drugie wolne co by zachować chociaż resztki czujności. Jeżeli jest sens gdziekolwiek włóczyć się o tej porze, to jest to Starówka. Idę, idę i idę. Noga za nogą albowiem to jest istota spaceru. I nagle do mych uszu, a raczej ucha dociera muzyka. I w tym cały psikus, że nie jest to umcyk umcyk a muzyka klasyczna. Na dodatek nie byle jaka bo Chopin. A to za sprawą grających ławek ustawionych w różnych miejscach Starówki czy Krakowskiego Przedmieścia. Ustawionych odwrotnie swoją drogą. Robotnicy się machnęli i wyszło na to, że Łazienki są na placu Zamkowym. Ale i tak - "Chopin, live in Warsaw" jak głosi jedno z haseł urodzinowych. Wrażenia świetne. Uśmiechnąłem się ale pech chciał, że akurat mijałem jakąś dziewczynę. Obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem, zadarła nosek i przyśpieszyła kroku. Eh... Jakoś dziwnie ludzie reagują na mój uśmiech.
Scena 2:
Już z pewnej odległości dostrzegłem grupę ludzi stojących przed przejściem dla pieszych. Ruch niewielki, lecz mimo zniecierpliwienia nikt nie przechodzi. Jak czerwone to czerwone! Podchodzę i ja do przejścia. Szybkie spojrzenie w bok i dzięki mojej ponadprzeciętnej spostrzegawczości oraz niezwykle analitycznemu umysłowi odnalazłem źródło jak i rozwiązanie problemu. Oprócz tego, że jestem skromny, jestem również złośliwy więc powiem, że "trochę techniki i człowiek się gubi". Nikt z czekających nie dotknął magicznego, żółtego urządzenia, które w zagadkowy sposób zmienia światło czerwone w zielone. Ostentacyjnie podszedłem do tego ustrojstwa i nawet pojawiła się myśl aby uklęknąć i odmówić modlitwę do tego technicznego bóstwa... ale nie przeginajmy. Klepnąłem lekko i już po chwili, ku wielkiemu zdziwieniu czekających ludzi, mogliśmy bezpiecznie przejść przez jezdnię. To jak przeprowadzenie staruszki przez ulicę, ale hurtowo.
Scena 3:
Wyobraźcie sobie, że nawet tego samego wieczoru osiągnąłem cel spaceru. Lekkim krokiem człowieka obutego w glany doszedłem na Starówkę. Dobry spacer to spacer bocznymi uliczkami. Ubolewam, że jest ich tam tak mało. W jednej z nich, o jakże ciekawej nazwie - Wąski Dunaj, przyszło mi zrobić szybki rachunek sumienia. Żeby było jasne - jest ciemno, zestaw młodego egzorcysty leży w domu, za mną nikogo, obok mnie nikogo i przede mną... cóż, chciałbym, żeby też nie było nikogo. Niestety. Był On - wysoki, postawny mężczyzna. Spod czarnego cylindra na ramiona spływały mu długie, siwe włosy. Szedł powoli, jego długi, czarny płaszcz prawie się przy tym nie poruszał. Nie będzie chyba zaskoczeniem jeśli dodam, że garnitur też był czarny. Dr Jekyll? Kuba Rozpruwacz? A może Śmierć pofatygował się osobiście? Nic to! Było nie było to facet przede mną. Może z pomocą glanów uda mi się go obezwładnić w dość brzydki sposób. Podchodzę bliżej i dostrzegam błysk ostrza w jego ręku. Z niespodziewaną zwinnością rzuca się na mnie, robię unik i kopię go w kolano.... eeee.... nie. Się zagalopowałem ździebko, wybaczcie. Owszem, dostrzegłem ale wyhaftowane fioletową nicią logo pewnego Irish Pubu. Swoją drogą genialny marketing. Po takim spotkaniu większość osób musi wejść na jednego, co by uspokoić nerwy.
Scena 4:
Dzień ten samo jeno pora wcześniejsza. Poczyniłem pewną obserwację. Ba! Nawet dwie ale jedna jest tak oczywista, że ją pominę. Łopata. Taka do kopania, tudzież... właśnie. Definicja ze Nonsensopedią: ręczny przenośnik materiałów sypkich typu HeadAndShoulders (2 w 1). W Polce używana głównie do opierania się. No w sensie, że o nią i się. Na scenkę czwartą składają się: Olbrzymia** zaspa śniegu, 6 profesjonalnych pracowników fizycznych i 1 "młody", jedna koparka*** oraz wysypka**** wywrotka jako dopełnienie. Po czym poznałem, że są to profesjonaliści? Otóż bardzo fachowo podpierali się na łopatach, gdy "młody" zasuwał samokoparką jak mały samochodzik! Wywrotka to totalna profesjonalistka bo stała i nawet podpierać się nie musiała. Podejrzewam, że był nawet kierownik tego oddziału. Ale on to nawet więcej niż profesjonalista! Prawdziwe guru pracy! Siedział w ciepłej szoferce....
__________________________
* stwierdzenie podrzucił mi kiedyś kolega jako cytat z książki. "Ośmiokąt" bodajże;
** tak olbrzymia, że aż Olbrzymia. no rozumiecie, prawda?
*** skoro mamy samochody, które same chodzą to to powinna być samokoparka albo nawet samołopata;
**** nawet nie pytajcie, późno jest;