Nie jestem opluwaczem ani trolem. Słowokleta też ze mnie marny. Ale często kieruję się Poczuciem Obowiązku. I tak jest w tej chwili.
"Dzień, w którym zatrzymała się ziemia". Tytuł filmu dłuższy, niż jest w stanie zapamiętać przeciętny Amerykanin*. Dało mi to nadzieję na dobry film. Szczególnie, że Edmund North i David Skarpa dostali dobrą bazę. Czytałem stare książki, robią wrażenie. "Zaginiony świat" dał nam "Park Jurajski" a "Wojna Światów"... cóż... dała nam film, który był świetnym materiałem na parodię. Puf! I tak powstał kolejny "Straszny Film".
Jak jest z dziełem Scotta Derricksona? Gdyby film podobał się choć odrobinę to nie czytałbyś drogi Czytelniku tych słów.
Najtrudniejszy jest początek. Tutaj dla zmylenia przeciwnika mamy wykład o bakteriach. Ale szybko pojawiają się klony w garniakach i ze słuchawkami w uszach. Potem aby było Politycznie Poprawnie mamy jakiegoś araba. I kulki. W tym filmie są bardzo ważne. Jedna z kulek jest na tyle miła, że zbliża się do ziemi z prędkością trzyrazydziesięćdosiódmej m/s ale zwalnia. Żaden kosmita nie ośmieli się zniszczyć trawnika w Central Parku** (zapamiętać - CP to pępek Ziemi). Przynajmniej nie niszczy od razy. Potem na stałe wkraczają Dzielni Amerykańscy Chłopy. Im dalej w las tym gorzej.
Bazą każdego filmu są aktorzy. Pamiętacie Ciri z naszego Wiedźmina? Dobra wiadomość - w "Dniu..." nie ma Ciri. Zła wiadomość - są za to co najmniej cztery inne osoby, które reprezentują podobny poziom aktorstwa. Dawno nie widziałem tak drętwych postaci.
Hurra dla Jennifer Connelly, która zagrała jedyną sprawiedliwą na Ziemi. A już na pewno na Manhattanie. Jak przystało na amerykańską produkcję jest szczupła, wysoka, ładna, sexowna (wg ogólnie przyjętych standardów) i co najważniejsze - mózgiem mogłaby obdzielić kilka innych osób. W końcu została wybrana do elitarnego teamu ratowaczy ziemi. Keanu Reeves? Pozwolę sobie zacytować Jarosława Leszcza: "(...) Keanu Reeves nareszcie dostał rolę, w której mógł się spełnić. Zagrał milczącego kosmitę. Obsadowy strzał w dziesiątkę!". Co najgorsze nosi ten sam garnitur co w "Constantinie" (krawat też ten sam) i "Adwokacie Diabła" (tutaj miał inny krawat). ET go home a nasz dzielny kosmita musi dostać się do miasta. To była chyba najczęściej wypowiadana kwestia obok płaczliwego ratuj/pomóż w wykonaniu pierwszoplanowej "ślicznotki". Swoją drogą napisy rozjeżdżały się treścią z paplaniną aktorów.
Miłym zaskoczeniem był krótki występ Johna Cleesea. Znany z Monty Pythona i reklam banku tutaj gra... jakiegoś poważnego faceta w szlafroku.
Jedną z żelaznych zasad kina jest przyciąganie. Główni bohaterowie prędzej lub później muszą się ze sobą przespać. Prawdopodobieństwo jest wprost proporcjonalne do nienawiści, jaka była między nimi na początku. Jak już wspomniałem filmowa Helen Benson jest tą dobrą a kosmita jest tym prostym więc nienawiści nie ma. Mój zboczony umysł już układał wizje jak to po łóżkowych igraszkach Klaatu stwierdza, że jednak jesteśmy fajni i nas nie zniszczy. Psikus! Tutaj nic takiego nie ma. Tzn. nie ma seksu. Bo film przecież kończy się dobrze.
Ta produkcja zawiera również Starego Mądrego Chińczyka. Bo jakże by było bez chińczyka? Nasi bohaterowie nawet chwile gadają po ichniemu. Ale przecież amerykańskiego odbiorcy nie można przemęczać czytaniem i dlatego szybko wracają na angielski. Na dodatek S.M.C. magicznie teleportuje się z McDonalda w USA do Londynu. Ale to szczegół. Głupoty w stylu "genetycznie zmodyfikowany robot na bazie silikonu"*** bardziej bolą.
Film jest głupi i naiwny niczym bajki dla małych dzieci. Ot, Dzielni Amerykanie ratują cały świat przed zagładą... znowu! O ile "Armageddon" miał nam pokazać, że NASA jest ważna i potrzebna to tutaj wystarczy ładna, płacząca lala. Czego się spodziewaliście? Przecież kryzys jest!
---------------------------
[EDIT]
* Zagadka rozwiązana dzięki filmweb.pl - Day the Earth Stood Still, The (AKA D.T.E.S.S.)
** Szczególnie ważny jest kamienny mostek. Wystąpił też w Project Monster. Schron idealny. Przewiewny i w ogóle.
*** To jak... eeee... rower o napędzie atomowym. Jeżeli ma napęd atomowy to to już nie może być rowerem. 'ight? No i dziwne, że na bazie silikonu a nie duck tape.
# Rozmowa w filmie:
- Czy to "oni"? :O
- Nie, to głowonogi - ośmiornice i kałamarnice (ty durna babo!).