powoli wychodząc ze stagnacji, w którą popadłam, boleśnie uświadamiam sobie każdego dnia, że nadzieja, którą miałam nie była nic warta, nie miała podstaw, wywodziła się z czysto egoistycznych pobudek, bo niby z jakich innych? nie powiem, że jest wspaniale, ale bardzo źle też nie jest. wciąż chcę by to wszystko wróciło, ale żyję dalej. staram się pogodzić z faktem dużego prawdopodobieństwa utracenia tego na zawsze.
minął prawie miesiąc, książkę oddałam, powinnam to zamknąć. staram się? chyba można tak powiedzieć.
wszystkie znaki na niebie i ziemii, a raczej ich brak, mówią mi, że pewnie nie wrócisz. a ja prawdopodobnie i tak zmarnuję sporo czasu, by zrozumieć to do końca i się z tym pogodzić.
nie wiem, kiedy pozbędę się wrażenia, że nie chciałeś tego zrobić.
po ostatkach uświadomiłam sobie, że chyba z nikim nigdy nie będę się tak dobrze bawić, jak z tymi pajacami. no cóż, chyba weszli mi w krew.
Tylko obserwowani przez użytkownika dikey
mogą komentować na tym fotoblogu.