Latte

W końcu znalazłam chwilę, żeby zrobić porządek ze zdjęciami z majówki. Tylko mi takie rzeczy zajmują 3 miesiące.

W sobotę jadę na tydzień popracować do Wałcza. O ile pracą można nazwać, coś co się uwielbia robić, a w dodatku można to robić nad zajebistym jeziorem. Potem prawie miesiąc "niewiadomoczego" i jak nie wpadną nowe zlecenia to dwa tygodnie wakacji. A potem już październik i znowu studia. Szybko zleciało. Za szybko. 

"Stulatek który wyskoczył przez okno i zniknął" - w końcu zaczęłam czytać i mam mieszane uczucia. Po przejrzeniu tylu pozytywnych recenzji spodziewałam się czegoś błyskotliwego z dużą dawką humoru. Po trzecim rozdziale stwierdzam, że wydawnictwo najprawdopodobniej zapłaciło komuś za tak wysokie oceny. Ale nie chcę oceniać książki po okładce, a raczej po trzech rozdziałach, więc po cichu liczę, że zrobi się ciekawiej. 

Nadrabiam zaległości filmowe i tak jak "Her" się zauroczyłam, to Snowpiercera skończyłam oglądać z wielkim "wtf" w głowie. "Jak wytresować smoka" było urocze, ale naciągane - jak zwykle w przypadku kolejnych części. Co nie zmienia faktu, że chcę smoka! A "Transcendencja" była zwyczajnie nijaka i odrobinę łzawa. A szkoda, bo Johnny'ego kocham miłością wielką i zawsze liczę na coś niesamowitego. Poza tym obejrzałam pierwszy sezon "The Walking Dead" i stwierdzam, że zombie nadal mnie nie kręcą. Teraz czekam, aż do kina wejdzie Lucy i w międzyczasie nadrabiam mojego ukochanego Top Geara. Niech żyją wakacje.