Nie tak miało być
cz. 16
-Kochanie..
-Nie mówi tak do mnie.
-Okej, więc Nadia..
-Czytam, przeszkadzasz mi- wyjmuje mi książkę z rąk i odkłada na łóżko.
-Nie wiem co we mnie wstąpiło i czemu palnąłem to głupstwo. Nie chciałem cię w żaden sposób urazić. Wiesz, że czasem mam niewyparzony ryjek.
-Ok. Nie ma sprawy.
-Właśnie jest.
-Niby jaka?
-Siedzisz tu z humorem, powiedzmy, że nie za ciekawym. Nawet na mnie nie patrzysz..- klęka przede mną wymuszając tym samym, żebym skupiła na nim swój wzrok.
-Wstań, nie wygłupiaj się- nie mogę nie zareagować.
-Nie wstanę dopóki się nie uśmiechniesz.
-Mateusz nie będę się z tobą szarpać, ani robić niczego na zawołanie. Mogłeś myśleć co mówisz. Przecież wiesz, że jestem wypaczona pod względem budowania relacji- powtarzam jego słowa.
-No tak, teraz będziesz mi wypominać słowa wypowiedziane w emocjach.
-Nie, nie będę. Rozmowa jest zakończona. Tak jak się umawialiśmy obiad ugotuję mniej więcej na czternastą, a teraz proszę cię zostaw mnie samą- o dziwo bez słowa spełnia moją prośbę. I wcale nie jest mi teraz lepiej. Znów nie rozumiem swojego zachowania. Wciskam słuchawki do uszu, w odtwarzaczu wyszukuję Shelter i po kilku pierwszych dźwiękach wiem, że to był najgorszy z możliwych wyborów. Z oczu mimowolnie płyną mi łzy. Przenoszę się na łóżko, kładę się na samym środku i zwijam w kłębek. Nawet nie staram się powstrzymywać już łez. Odtwarzam kilkakrotnie tę samą piosenkę, katując się tym samym. Po rozstaniu, jeżeli można to tak nazwać, z Darkiem słuchałam jej bez ustanku. Kojarzy mi się tylko z nim. Chcąc nie chcąc sięgam pamięcią do tamtych chwil, które same w sobie nie były złe. Przecież byłam szczęśliwa, a on był dla mnie taki dobry. I dbał o mnie, czułam się bezpieczna. Szkoda, że wszystko było złudzeniem. Na wspomnienie jego żony i dziecka odczuwam złość i obrzydzenie. Złoszczę się na swoją naiwność, brzydzi mnie jego zakłamanie. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie co czuła ta kobieta, kiedy zobaczyła nas w swoim łóżku. Potem poleciało już szybko, miałam się ubrać i wyjść, a on poszedł ratować rodzinę. Jakie to przewidywalne. Jedna rzecz mnie intryguje, gdzie on chował wszystkie ich rzeczy i ile czasu to robił, żeby nic się nie wydało. Współczuje tej kobiecie takiego męża. Z wściekłością wycieram krople wody z policzków, wystarczająco dużo już przez niego płakałam. Z emocji zasypiam. Budzi mnie zapach dochodzący z kuchni, chwytam za telefon, cholera. Jest grubo po piętnastej, miałam ugotować obiad, więc już wiem co tak ładnie pachnie. Wchodzę do kuchni i zastaję Mateusza przy kuchence, w uszach ma słuchawki, chwilę się zastanawiam i nieśmiało do niego podchodzę i delikatnie się w niego wtulam. Dyga przestraszony, po czym wyjmuje słuchawki i odwraca się do mnie przodem.